Afera pączkowa w Warszawie. Wielka wojna na tłusty czwartek

Afera pączkowa w Warszawie. Wielka wojna na tłusty czwartek

Ostatnio był ten słynny już Tłusty Czwartek. No i oczywiście nie obyło się bez aferek, które powoli zawładnęły już naszym narodem. O co chodzi? Jedna z warszawskich lodziarni w tym specjalnym dla Polaków dniu, zaoferowała do sprzedaży łącznie 2500 słodziutkich pączusiów z przeróżnym nadzieniem. No i po tym, gdy już ich nie było, rozpętała się wojna. Wojna nie tylko na Fejsie, ale i w lokalu.

Pączki zostały wysprzedane w bardzo szybkim tempie, co nie spodobało się klientom, którzy dowiedzieli się o pączkach z Facebooka. Do dziwnych scen dochodziło już w lokalu. Jak można się dowiedzieć z oficjalnego stanowiska lodziarni - Po zaskakująco szybkim skończeniu się pączusiów MUSIELIŚMY zdecydować o zamknięciu w dniu dzisiejszym lokalu z powodu bardzo niemiłych sytuacji z niektórymi klientami, którzy byli wręcz agresywni. Stwierdziliśmy, że dziewczyny, które was obsługują na codzień, uśmiechnięte i miłe, nie zasługują na obrazy i nie miłe słowa. (PS. rzucanie w lokal śnieżkami nie spowoduje, ze pączki się nagle pojawią)

No kurczę, sam nie wiem, jak skomentować poziom cebulactwa tych ludzi, którzy walczyli za głupie pączki, które przecież mogą jeść każdego dnia. W sumie nic dziwić nas już nie powinno - słynne bitwy o karpia, czy o nowe żelazko w Lidlu to już symbol Janusza i Grażyny. 
Cały czas pamiętajmy, że cała sytuacja dotyczy lodziarni. Na koncie facebook'owym firmy pojawiły się komentarze typu "Żenada", "Żałosne", "Już do Was nigdy nie wrócę", "Wtopa roku, gratuluję", "Nie zjem pączka w tłusty czwartek?!". To tylko malutka część z hejtów od wygłodniałego ludu.

Nie potrafię zaakceptować cebulactwa tak (niedo)rozwiniętego. To naprawdę szokujące. Zrozumiem - pączki fajna sprawa, smaczne i super się je zajada, no ale bez przesady. Czy tylko w tym jednym miejscu były pączki? Nie można było iść gdzieś indziej? Albo czy ludzie nie potrafią zaakceptować faktu, że każdy towar ma prawo się skończyć. No cóż, jak widać, było inaczej. I tego stanu raczej nie zmienimy zbyt szybko. Afera pączkowa w Warszawie to z całą pewnością tylko malutka część tego, co jeszcze nas czeka w tym roku. 
Dodam, że do owej lodziarni, należy także pączkarnia i to tam regularnie aż do godziny 20:00 przywożone były nowe pączki (po 400 sztuk). Mimo to, ludzie nie rozumieli. Już zauważyłem, że z logicznym myśleniem u niektórych ciężko.

Afera pączkowa w Warszawie. Wielka wojna na tłusty czwartek

Afera pączkowa w Warszawie. Wielka wojna na tłusty czwartekAfera pączkowa w Warszawie. Wielka wojna na tłusty czwartek

Jeśli mam być szczery, gdybym akurat tam nie dostał swojego pączka, gdybym tam jakimś cudem stał za tymi słodkimi skurwielami, nie czułbym żalu i zdenerwowania. Nie tędy droga. Wyjdź i idź w drugie miejsce, albo ewentualnie olej sprawę całkowicie. Pączek nie ucieknie tak, czy siak. No, gdyby tam jeszcze w tych pączkach sztabka złota była, to wyglądałoby to inaczej, ale tam było tylko nadzienie. Oczywiście kilka komentarzy Wam załączam, abyście sami zobaczyli. Pojawiają się tam również opinie broniące lodziarni. A teraz popatrzcie sobie, ile zamieszania w naszym pięknym, cudownym kraju, wprowadza pączek bez rączek. Niby takie małe nic, ale chyba, że jest słodki, zamienia niby cywilizowanych ludzi w prawdziwe bestie. Bestie XXI. wieku. Walka o pączki oficjalnie się zaczęła. Teraz nasuwa się zaś pytanie: Co będzie następne? Aż strach pomyśleć...
Szkoda mi tylko tych biednych pracowników, którzy musieli na to wszystko patrzeć.



Komentarze

  1. Patrtyk olać głupców. Ja pączków od lat nie jadam. Jak myślisz dlaczego?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

MOJE SOCIAL MEDIA

INSTAGRAM